Pewność siebie pomaga w ziszczaniu marzeń. Halina i Stach ze wsparcia drugiego czerpią pokłady pozytywnej energii oraz śmiałość, doza szaleństwa ułatwia podejmowanie trudnych wyzwań. Postanowili, że celem ich podróży poślubnej będą Chiny, półtorej roku jadą więc do nich
dwuosobowym motorem. Historia to prawdziwa, zdarzyła się w latach 30-tych XX. wieku; czas nie odebrał jej atrakcyjności, wręcz przeciwnie - dodał aromatu. Nie ma huczących autostrad, profesjonalnego sprzętu turystycznego, dokładnych map czy telefonów komórkowych, jest za to piękno dżungli, bezpieczny hotel pod gwiazdami, mnóstwo przyjaznych spotkań. Na trasie trzeba wykazać się sprytem, bacznie obserwować egzotykę, uczyć się cierpliwości, przyjąć cudze zwyczaje, pogodnie godzić się na niewygody...
Mimo że machina coraz bardziej się sypie, nie gaśnie entuzjazm jej właścicieli. Szlak z Druskiennik do Szanghaju pęcznieje przygodami i uśmiechem właściwym Łukaszowi Wierzbickiemu (naszą ulubioną książką jego autorstwa jest niedoceniana "Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana"). Radość przebija się nie tylko przez słowa narracji, ale i pogodę bohaterów, ich sympatię do świata, bezinteresowne gesty, zdarzenia, które zawsze szczęśliwie się kończą, wesołe barwy warstwy graficznej... Uproszczona to wizja, bardzo jednostronna, ale... Zdecydowanie potrzeba nam tak pozytywnej energii, wiary w drugiego człowieka, nadziei! Nasiąkanie nimi nie mami złudzeniami - szybko odbierze je rzeczywistość, umacnia za to optymizm; prościej wówczas o pewność siebie czy śmiałość w podążaniu za marzeniami.
O swej wielkiej przygodzie opowiada synkowi Halina, relacja i wplecione w nią osobiste wyznania brzmią subtelnie, autentycznie. W historię z lat 30-tych zaplątuje powojenną rzeczywistość, świetna to lekcja historii, wyłowiona przez autora z notatek Haliny Korolec-Bujakowskiej. Czytelnik nie zginie wśród nieistotnych detali, nie zagubi się też w gąszczu nazw czy przygód; wyważona narracja ze wspomnień kobiety wychwytuje to, co ma miarę kilkulatków, czasem je ubarwia, chwilami zmyśla... Łatwo ulec podróżniczemu entuzjazmowi, zachwyt nad byciem tu i teraz wybrzmiewa bowiem nieustannie, wszak autor jest zapalonym podróżnikiem (jego strona tutaj);) Czuć to choćby w odmalowywaniu inności - ma do niej szacunek, nie pragnie jej zmieniać, odnajduje atuty.
To dokument; tropem globtroterów podążają nie tylko słowa, ale i okazała warstwa graficzna. Wieeele tu czarno-białych zdjęć, rozweselonych elementami dodanymi przez Mariannę Oklejak (zmalowała choćby "Kajtusia Czarodzieja" czy "Kraków dla młodych podróżników", jej blog tutaj), dużo barwnych energetycznych ilustracji. Prostota, żywe barwy, gąszcz detali a czasem narracyjny spokój mają w sobie humor, wiele prawdy kulturowo-historycznej, pogodny uśmiech. Kuszą, by niekoniecznie motorem, ale wyruszyć w podróż!
dwuosobowym motorem. Historia to prawdziwa, zdarzyła się w latach 30-tych XX. wieku; czas nie odebrał jej atrakcyjności, wręcz przeciwnie - dodał aromatu. Nie ma huczących autostrad, profesjonalnego sprzętu turystycznego, dokładnych map czy telefonów komórkowych, jest za to piękno dżungli, bezpieczny hotel pod gwiazdami, mnóstwo przyjaznych spotkań. Na trasie trzeba wykazać się sprytem, bacznie obserwować egzotykę, uczyć się cierpliwości, przyjąć cudze zwyczaje, pogodnie godzić się na niewygody...
Mimo że machina coraz bardziej się sypie, nie gaśnie entuzjazm jej właścicieli. Szlak z Druskiennik do Szanghaju pęcznieje przygodami i uśmiechem właściwym Łukaszowi Wierzbickiemu (naszą ulubioną książką jego autorstwa jest niedoceniana "Wyprawa niesłychana Benedykta i Jana"). Radość przebija się nie tylko przez słowa narracji, ale i pogodę bohaterów, ich sympatię do świata, bezinteresowne gesty, zdarzenia, które zawsze szczęśliwie się kończą, wesołe barwy warstwy graficznej... Uproszczona to wizja, bardzo jednostronna, ale... Zdecydowanie potrzeba nam tak pozytywnej energii, wiary w drugiego człowieka, nadziei! Nasiąkanie nimi nie mami złudzeniami - szybko odbierze je rzeczywistość, umacnia za to optymizm; prościej wówczas o pewność siebie czy śmiałość w podążaniu za marzeniami.
O swej wielkiej przygodzie opowiada synkowi Halina, relacja i wplecione w nią osobiste wyznania brzmią subtelnie, autentycznie. W historię z lat 30-tych zaplątuje powojenną rzeczywistość, świetna to lekcja historii, wyłowiona przez autora z notatek Haliny Korolec-Bujakowskiej. Czytelnik nie zginie wśród nieistotnych detali, nie zagubi się też w gąszczu nazw czy przygód; wyważona narracja ze wspomnień kobiety wychwytuje to, co ma miarę kilkulatków, czasem je ubarwia, chwilami zmyśla... Łatwo ulec podróżniczemu entuzjazmowi, zachwyt nad byciem tu i teraz wybrzmiewa bowiem nieustannie, wszak autor jest zapalonym podróżnikiem (jego strona tutaj);) Czuć to choćby w odmalowywaniu inności - ma do niej szacunek, nie pragnie jej zmieniać, odnajduje atuty.
To dokument; tropem globtroterów podążają nie tylko słowa, ale i okazała warstwa graficzna. Wieeele tu czarno-białych zdjęć, rozweselonych elementami dodanymi przez Mariannę Oklejak (zmalowała choćby "Kajtusia Czarodzieja" czy "Kraków dla młodych podróżników", jej blog tutaj), dużo barwnych energetycznych ilustracji. Prostota, żywe barwy, gąszcz detali a czasem narracyjny spokój mają w sobie humor, wiele prawdy kulturowo-historycznej, pogodny uśmiech. Kuszą, by niekoniecznie motorem, ale wyruszyć w podróż!
Wydawnictwo: Poradnia K
Rok wydania: 2014
Format: 166x240 mm
Ilość stron: 176
Cena: około 30 zł
Komentarze
Prześlij komentarz