Jak bardzo prawdziwy jest Albert! I jakże nam bliski! Moment wyjścia o konkretnej godzinie rozciąga się z dziećmi często niczym guma. Rodzicielskie podchody funkcjonują tylko do czasu uodpornienia się na nie, rozmarzenie i chęć zabawy zdecydowanie królują. Jest poranek; czterolatek właśnie szykuje się do przedszkolnego wyjścia, drobiąc godzinę na skrawki zamyśleń, absorbujących zabaw, trosk, ubieranie się, jedzenie... Pochyla się nad tym, co dla niego istotne, a niekoniecznie palące w kontekście wyjścia, co intryguje; pospieszne ponaglenia taty zapadają w pustkę, w ich rezultacie niewiele dynamiki czy zaangażowania. Owszem, Albert wie, że trzeba wychodzić, magicznym zwrotem: "Zaraz, tylko jeszcze..." odsuwa jednak na później zadania najpotrzebniejsze. A tato? Konsekwentnie jest rodzicem z innych znanych nam części "Alberta" (choćby "Nieźle to sobie wymyśliłeś, Albercie"); warto przeczytać!
Konstrukcja książki w wielu warstwach przypomina przeplatankę. Dialog pomiędzy tatą a Albertem ma swój rytm; znakomity, bo wyraźny, powracający jak echo, zakończony dowcipno-filozoficzną puentą. Doskonale wyważona relacja z poranka podobnego wielu rodzinom przeplata głosy mężczyzny i chłopca, podąża za myślami młodszego, nie przeładowuje chwil słowami - jest czysta od zabrudzeń przegadania. Tata jest cierpliwy, konsekwentnie nawołuje, przypomina, Albert - dostrzega przyjemności i ulega ich urokowi; to tropem drugiego z nich. Czuć tu emocje, kontrast obu perspektyw i spokój; nie zostają nachalnie nazwane, tym wnikliwiej podsycą więc fantazję oraz myśli czytających.
Skromność tekstu uzupełniają kolaże; jest w nich pogoda, dziecięca nieporadność, stoicki spokój rodzica... Czarne cienkie kreski tworzą zarys, czasem czarno-biały (prezentujący mniej obecnego w fabule tatę), innym razem wypełniony kolorem, uzupełniony kolażową wklejką; jak w przestrzeni słów - wszystko zgrabnie wyważone, wyraźne, z lekkim uśmiechem...
Konstrukcja książki w wielu warstwach przypomina przeplatankę. Dialog pomiędzy tatą a Albertem ma swój rytm; znakomity, bo wyraźny, powracający jak echo, zakończony dowcipno-filozoficzną puentą. Doskonale wyważona relacja z poranka podobnego wielu rodzinom przeplata głosy mężczyzny i chłopca, podąża za myślami młodszego, nie przeładowuje chwil słowami - jest czysta od zabrudzeń przegadania. Tata jest cierpliwy, konsekwentnie nawołuje, przypomina, Albert - dostrzega przyjemności i ulega ich urokowi; to tropem drugiego z nich. Czuć tu emocje, kontrast obu perspektyw i spokój; nie zostają nachalnie nazwane, tym wnikliwiej podsycą więc fantazję oraz myśli czytających.
Skromność tekstu uzupełniają kolaże; jest w nich pogoda, dziecięca nieporadność, stoicki spokój rodzica... Czarne cienkie kreski tworzą zarys, czasem czarno-biały (prezentujący mniej obecnego w fabule tatę), innym razem wypełniony kolorem, uzupełniony kolażową wklejką; jak w przestrzeni słów - wszystko zgrabnie wyważone, wyraźne, z lekkim uśmiechem...
Szwedzkie, animowane przygody Alberta można podpatrzeć tutaj:)
Wydawnictwo: Zakamarki
Tłumaczenie: Katarzyna Skalska
Rok wydania: 2012
Format: 170x235 mm
Ilość stron: 28
Cena: około 22 zł
Komentarze
Prześlij komentarz