Niepełnosprawność krępuje zdrowych - nie błyszczy prezencją, trudno ją zrozumieć, płoszy spontaniczność zachowań... Jej wyspy są odległe, inne od wielu; najwygodniej odwrócić od nich oczy, pozostawić same.
Gdy dotyka bliskich - w kokonie ograniczeń zasklepia dotkniętych kalectwem oraz przyjaciół; ich wspólna nierozumiana przestrzeń samotnieje, wbrew pozorom grzejąc się własnym ciepłem i małymi radościami. Dom taty, Mysi oraz Pipi wypełnia silna więź, rodzinne rytuały przesiąkają naturalną czułością, wiele w nim przyczyn uśmiechu. Starsza z dziewczyn, o rudych warkoczach (włosami oraz siłą przypomina bohaterkę Astrid Lindgren) - dzielnie zastępuje miejsce mamy, wyśmienicie gotując, ucząc siostrę wielu praktycznych umiejętności, mimo dorosłych lat bawi się jednak z dziećmi w piaskownicy czy lepi bałwana. W pełni nie należy do żadnego ze światów - ani dziecięcego, ani dorosłego; jest kobietą o umyśle i sercu dziewczynki, ma zespół Downa. Wielorybia sylwetka, niezgrabne dłonie, niewyraźna mowa zdradzają niepełnosprawność, dla wielu to wyraźny sygnał, by bać się jej obecności.
Siostra i tato dostrzegają jej mądrość oraz prostotę spostrzeżeń, cenią umiejętności; głęboka, niczym niezmącona miłość podszeptuje im takt, nienaruszanie zasad. Chcąc być blisko Pipi chodzą wydeptanymi przez nią ścieżkami - nie lubi zmian, kocha niebieski kolor, boi się dotyku, każdemu ze słów przypisuje tylko jedno znaczenie... Dotykanie jej wyspy absorbuje, sprawia, że zapomina się o własnych potrzebach; w pewnym momencie wyalienowanie zaczyna boleć. Otwieranie się na świat staje się koniecznością trudną do zaakceptowania przez Pipi...
Czytałam sama, to książka z nutą intymnych przypuszczeń-wspomnień młodszej-starszej Mysi; takie najlepiej czytać po cichu. Z pewnością podsunę niejednemu z bliskich! Nie tylko dzieciom, ale i dorosłym - jest jedną z piękniejszych, ważniejszych jakie poznałam, bardzo prawdziwą a zarazem subtelną. Przekonuje, iż każdy człowiek zasługuje na akceptację, że oswojenie "inności" niepełnosprawności przybliży do wysp nieznanych, pięknych; ich obecność ubogaci. Wspomnienia Mysi są wyraziste, lekkie, szczere; często suszyłam twarz chusteczką - czułość jest tu niemal dotykalna! Język Katarzyny Ryrych (rozmowę z autorką można przeczytać tutaj) ma w sobie wiele liryzmu; to on treści dodaje lekkość. Emocje, uczucia, pytania plączą się, na długo otulając czytelnika; uśmiecha się do nich narratorka, bo wiele w nich autentycznej siostrzanej radości. Pytanie "Dlaczego?" zagłusza odpowiedzią na kolejne - "Co potem?": miłość i szacunek podszepną jak się zachować. Posłucham ich!
Zostały we mnie słowa i myśli, nie ma wśród nich obrazów; szkoda - książka niesamowicie przemawia do wyobraźni, podszeptuje ilustracje, których brak...
Gdy dotyka bliskich - w kokonie ograniczeń zasklepia dotkniętych kalectwem oraz przyjaciół; ich wspólna nierozumiana przestrzeń samotnieje, wbrew pozorom grzejąc się własnym ciepłem i małymi radościami. Dom taty, Mysi oraz Pipi wypełnia silna więź, rodzinne rytuały przesiąkają naturalną czułością, wiele w nim przyczyn uśmiechu. Starsza z dziewczyn, o rudych warkoczach (włosami oraz siłą przypomina bohaterkę Astrid Lindgren) - dzielnie zastępuje miejsce mamy, wyśmienicie gotując, ucząc siostrę wielu praktycznych umiejętności, mimo dorosłych lat bawi się jednak z dziećmi w piaskownicy czy lepi bałwana. W pełni nie należy do żadnego ze światów - ani dziecięcego, ani dorosłego; jest kobietą o umyśle i sercu dziewczynki, ma zespół Downa. Wielorybia sylwetka, niezgrabne dłonie, niewyraźna mowa zdradzają niepełnosprawność, dla wielu to wyraźny sygnał, by bać się jej obecności.
Siostra i tato dostrzegają jej mądrość oraz prostotę spostrzeżeń, cenią umiejętności; głęboka, niczym niezmącona miłość podszeptuje im takt, nienaruszanie zasad. Chcąc być blisko Pipi chodzą wydeptanymi przez nią ścieżkami - nie lubi zmian, kocha niebieski kolor, boi się dotyku, każdemu ze słów przypisuje tylko jedno znaczenie... Dotykanie jej wyspy absorbuje, sprawia, że zapomina się o własnych potrzebach; w pewnym momencie wyalienowanie zaczyna boleć. Otwieranie się na świat staje się koniecznością trudną do zaakceptowania przez Pipi...
Czytałam sama, to książka z nutą intymnych przypuszczeń-wspomnień młodszej-starszej Mysi; takie najlepiej czytać po cichu. Z pewnością podsunę niejednemu z bliskich! Nie tylko dzieciom, ale i dorosłym - jest jedną z piękniejszych, ważniejszych jakie poznałam, bardzo prawdziwą a zarazem subtelną. Przekonuje, iż każdy człowiek zasługuje na akceptację, że oswojenie "inności" niepełnosprawności przybliży do wysp nieznanych, pięknych; ich obecność ubogaci. Wspomnienia Mysi są wyraziste, lekkie, szczere; często suszyłam twarz chusteczką - czułość jest tu niemal dotykalna! Język Katarzyny Ryrych (rozmowę z autorką można przeczytać tutaj) ma w sobie wiele liryzmu; to on treści dodaje lekkość. Emocje, uczucia, pytania plączą się, na długo otulając czytelnika; uśmiecha się do nich narratorka, bo wiele w nich autentycznej siostrzanej radości. Pytanie "Dlaczego?" zagłusza odpowiedzią na kolejne - "Co potem?": miłość i szacunek podszepną jak się zachować. Posłucham ich!
Zostały we mnie słowa i myśli, nie ma wśród nich obrazów; szkoda - książka niesamowicie przemawia do wyobraźni, podszeptuje ilustracje, których brak...
Wydawnictwo: Stentor
Rok wydania: 2011
Format: 125x195 mm
Ilość stron: 128
Cena: około 20,5 zł
Komentarze
Prześlij komentarz