Niewiele gier sprawia przyjemność, gdy bawi się nimi w pojedynkę - uwalnianie emocji uskrzydla;) Wypatrywanka Aleksandry i Daniela Mizielińskich (ich strona tutaj) ma moc rozpalania wypieków - rumieńców przejęcia, niecierpliwości, zaskoczenia; naturalnym jawi się impuls dzielenia
się nimi! Na rozkładówkach szukać należy identycznych elementów występujących od jednego do dziesięciu razy: sąsiadujące strony opowiadają obrazem różne niezwiązane z kolejnymi kartami zdarzenia, lewy górny róg informuje o wartości poszukiwanej liczby. W każdej historii wypatrzeć należy minimum dziesięć zestawów, bywa, że dostrzeżemy ich więcej. Zabawa jest znakomita, bowiem szczegółowa analiza stronic okazuje się nie tylko wyścigiem spostrzegawczości;)
Na dziesięciu kartach dzieje się duuużo! Trzeba główkować i wymyślać, warto też wypowiadać narysowane słowa: gąszcz detali rozwija nie tylko spostrzegawczość oraz wyobraźnię, ale i słownictwo, logiczne myślenie, koncentrację, zabawą w liczenie puszczając do czytelników oko. Sympatycy "Miasteczka Mamoko" mają szansę na spotkanie z ulubieńcami zatopionymi w rozmaitej scenerii: geograficznej, kosmicznej, miejskiej... Absurd miesza się z realizmem, ruchliwi bohaterowie zaskakują nowymi rolami (np. Kacper Szczek lata w skafandrze astronauty, Matylda Sweterko bierze udział w wyprawie himalaistów a Alicja Rogata zajada się w dżungli arbuzem), subtelny humor daje kolejny pretekst do wymiany radosnych spostrzeżeń. Podczas łowienia jednakowych elementów wiele detali rozprasza - mrówkojad wysunął język, by wciągnąć nim mrówkę, przechodzący po śniegu yeti pozostawia potężne ślady, ktoś zgubił telefon... Twarde, zgrabne formatem stronice cierpliwie znoszą nachalność palców; można nazywać, czy szukać, wskazywać. Mnóstwo elementów zachęca do zadawania pytań czy budowania historii - oferują rolę detektywa, szukającego przyczyn i skutków zajęć bohaterów, mimiki postaci, tak a nie inaczej umieszczonych przedmiotów... Sporo myli - zaczynamy na przykład szukać "szóstek", natrafiamy na "siódemki", wydaje się, że dostrzegliśmy "dziewiątkę" - wyławiamy "ósemkę";) Co dziwne - przynajmniej mam trudniej znaleźć coś, czego jest mniej (np. "dwójki").
Kreskę wąską, skłonną do uproszczeń po brzegi wypełniają tu barwy - pastelowe, położone płasko, zestawione często w różnych tonacjach, tłoczno rozsiane. Każda strona to przewaga innego koloru; monochromatyczność sprzyja budowaniu baśniowego nastroju jeszcze mocniej uzasadniającego zbyteczność słów (poza okładką nie znajdziemy ich wcale!). Wyolbrzymieniem karykatury eksponują wybrane elementy, uogólnieniem uwypuklają mimikę; są zrozumiałe, łatwo zapadające w pamięć.
się nimi! Na rozkładówkach szukać należy identycznych elementów występujących od jednego do dziesięciu razy: sąsiadujące strony opowiadają obrazem różne niezwiązane z kolejnymi kartami zdarzenia, lewy górny róg informuje o wartości poszukiwanej liczby. W każdej historii wypatrzeć należy minimum dziesięć zestawów, bywa, że dostrzeżemy ich więcej. Zabawa jest znakomita, bowiem szczegółowa analiza stronic okazuje się nie tylko wyścigiem spostrzegawczości;)
Na dziesięciu kartach dzieje się duuużo! Trzeba główkować i wymyślać, warto też wypowiadać narysowane słowa: gąszcz detali rozwija nie tylko spostrzegawczość oraz wyobraźnię, ale i słownictwo, logiczne myślenie, koncentrację, zabawą w liczenie puszczając do czytelników oko. Sympatycy "Miasteczka Mamoko" mają szansę na spotkanie z ulubieńcami zatopionymi w rozmaitej scenerii: geograficznej, kosmicznej, miejskiej... Absurd miesza się z realizmem, ruchliwi bohaterowie zaskakują nowymi rolami (np. Kacper Szczek lata w skafandrze astronauty, Matylda Sweterko bierze udział w wyprawie himalaistów a Alicja Rogata zajada się w dżungli arbuzem), subtelny humor daje kolejny pretekst do wymiany radosnych spostrzeżeń. Podczas łowienia jednakowych elementów wiele detali rozprasza - mrówkojad wysunął język, by wciągnąć nim mrówkę, przechodzący po śniegu yeti pozostawia potężne ślady, ktoś zgubił telefon... Twarde, zgrabne formatem stronice cierpliwie znoszą nachalność palców; można nazywać, czy szukać, wskazywać. Mnóstwo elementów zachęca do zadawania pytań czy budowania historii - oferują rolę detektywa, szukającego przyczyn i skutków zajęć bohaterów, mimiki postaci, tak a nie inaczej umieszczonych przedmiotów... Sporo myli - zaczynamy na przykład szukać "szóstek", natrafiamy na "siódemki", wydaje się, że dostrzegliśmy "dziewiątkę" - wyławiamy "ósemkę";) Co dziwne - przynajmniej mam trudniej znaleźć coś, czego jest mniej (np. "dwójki").
Kreskę wąską, skłonną do uproszczeń po brzegi wypełniają tu barwy - pastelowe, położone płasko, zestawione często w różnych tonacjach, tłoczno rozsiane. Każda strona to przewaga innego koloru; monochromatyczność sprzyja budowaniu baśniowego nastroju jeszcze mocniej uzasadniającego zbyteczność słów (poza okładką nie znajdziemy ich wcale!). Wyolbrzymieniem karykatury eksponują wybrane elementy, uogólnieniem uwypuklają mimikę; są zrozumiałe, łatwo zapadające w pamięć.
Wydawnictwo: Dwie Siostry
Rok wydania: 2012
Format: 230x150 mm
Ilość stron: 20
Cena: około 20 zł
Komentarze
Prześlij komentarz