Pośpiech obecnych czasów gubi refleksję; choć ważna - jest dziś nieatrakcyjna. Brakuje mi jej choćby w zatrzymaniu się nad niemodnym szacunkiem do ludzkiego wysiłku i pomysłowości, docenienia ich wieloetapowych, wieloletnich efektów - prostych rzeczy, z których korzystamy. Choć
nieoczywiste, udogodnienia zaczęły być czymś na tyle powszechnym i zwyczajnym, że wręcz niezauważalnym. Dom, bieżąca woda w nim, lampa, a nawet budzik - po prostu są, choć jeszcze nie tak dawno świadczyły choćby o majętności. Przygoda Tomasza Łebskiego w nietuzinkowym stylu uświadamia kilkulatkom, że praca nad domową wygodą to wysiłek wieeelu ludzi - obecnych, ale i z odległych pokoleń.
Zabawna fabula zaprasza w podróż geograficzną (ukazującą różnorodność domów na świecie) oraz historyczną (uświadamiającą żmudne etapy ulepszania wynalazków). Towarzyszenie ruchliwemu bohaterowi od momentu projektu budynku po urządzanie go jest dowcipnym biletem do krainy na pograniczu rzeczywistości i absurdu. Przed pracą nad powstaniem domu fachowcy proponują właścicielowi rozmaite - prymitywne oraz nowoczesne - rozwiązania budowlane, on wybiera; radując się ziszczeniem projektu delektuje się spacerem po nowych miejscach, odkrywa ich zalety. Entuzjazm mężczyzny tryska zaraźliwą energią, pachnie szczerym zadziwieniem tym, co zwyczajnie-niezwyczajne, grzeje radością. Choć narracja skrzy się od konkretnych informacji, ożywczy humor natychmiast wciąga w korowód niepowtarzalnej dynamicznej zabawy, nie pozwala uciszyć szczerego śmiechu. Świat jest złożony i nieoczywisty, wyraźnie to widać wśród stron, każda jest zachętą do zadumy i wrażliwszego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość.
Książkę Themersonów ( strona o nich i ich dziele tutaj) od pierwszej kartki czyta się ze szczerą przyjemnością - mają łatwość zajmującego, nieprzegadanego opowiadania zarówno w warstwie tekstowej, jak i graficznej. Rytmiczne wersy to nie tylko świeżość języka, żwawe dialogi czy prostota, ale i pomysłowa zabawa czcionką - czasem grzecznie wyrównaną, innym razem łobuzersko skaczącą, pochyłą, umykającą po prostu typowemu rozmieszczeniu. Wierszowaną opowieść przeplatają obrazy - bez nich książce czegoś by brakowało; dopełniają się. Czarna kreska Franciszki Themerson (żony autora) skrzy się ciepłym humorem; kumuluje w sobie lekkość, przejrzystość, ekspresję. Lapidarność warstwy językowej i graficznej to otwarta furtka do prześmiesznej, zajmującej a zarazem niebanalnej krainy leksykonów. Uczenie się powinno być radością - do "Pana Toma" wraca się z uśmiechem na twarzy!
nieoczywiste, udogodnienia zaczęły być czymś na tyle powszechnym i zwyczajnym, że wręcz niezauważalnym. Dom, bieżąca woda w nim, lampa, a nawet budzik - po prostu są, choć jeszcze nie tak dawno świadczyły choćby o majętności. Przygoda Tomasza Łebskiego w nietuzinkowym stylu uświadamia kilkulatkom, że praca nad domową wygodą to wysiłek wieeelu ludzi - obecnych, ale i z odległych pokoleń.
Zabawna fabula zaprasza w podróż geograficzną (ukazującą różnorodność domów na świecie) oraz historyczną (uświadamiającą żmudne etapy ulepszania wynalazków). Towarzyszenie ruchliwemu bohaterowi od momentu projektu budynku po urządzanie go jest dowcipnym biletem do krainy na pograniczu rzeczywistości i absurdu. Przed pracą nad powstaniem domu fachowcy proponują właścicielowi rozmaite - prymitywne oraz nowoczesne - rozwiązania budowlane, on wybiera; radując się ziszczeniem projektu delektuje się spacerem po nowych miejscach, odkrywa ich zalety. Entuzjazm mężczyzny tryska zaraźliwą energią, pachnie szczerym zadziwieniem tym, co zwyczajnie-niezwyczajne, grzeje radością. Choć narracja skrzy się od konkretnych informacji, ożywczy humor natychmiast wciąga w korowód niepowtarzalnej dynamicznej zabawy, nie pozwala uciszyć szczerego śmiechu. Świat jest złożony i nieoczywisty, wyraźnie to widać wśród stron, każda jest zachętą do zadumy i wrażliwszego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość.
Książkę Themersonów ( strona o nich i ich dziele tutaj) od pierwszej kartki czyta się ze szczerą przyjemnością - mają łatwość zajmującego, nieprzegadanego opowiadania zarówno w warstwie tekstowej, jak i graficznej. Rytmiczne wersy to nie tylko świeżość języka, żwawe dialogi czy prostota, ale i pomysłowa zabawa czcionką - czasem grzecznie wyrównaną, innym razem łobuzersko skaczącą, pochyłą, umykającą po prostu typowemu rozmieszczeniu. Wierszowaną opowieść przeplatają obrazy - bez nich książce czegoś by brakowało; dopełniają się. Czarna kreska Franciszki Themerson (żony autora) skrzy się ciepłym humorem; kumuluje w sobie lekkość, przejrzystość, ekspresję. Lapidarność warstwy językowej i graficznej to otwarta furtka do prześmiesznej, zajmującej a zarazem niebanalnej krainy leksykonów. Uczenie się powinno być radością - do "Pana Toma" wraca się z uśmiechem na twarzy!
Wydawnictwo: Bajki-Grajki, Omedia
Rok wydania: 1938, 2007
Format: 200x200 mm
Ilość stron: 151
Cena: antykwariaty i aukcje
Wygląda całkiem fajnie:)
OdpowiedzUsuńWielość ilustracji potęguje ten efekt, czyta się z nimi niesamowicie!
OdpowiedzUsuńNiedawno pojawiło się nowe wydanie Pana Toma.
OdpowiedzUsuń