Czy chęć zmiany samego siebie jest złą skłonnością? Wydawałoby się, że nie- przecież ochota na samodoskonalenie wpływa na nas pozytywnie, mobilizując, zabijając stagnację i nudę, wnosząc twórczy postęp... Każda przesada jest jednak skażona pomyłką! Tytułowy zakompleksiony nosorożec od dawna smutkiem zatruwał każdy ze swych dni- frasował się, często wzdychał, nie potrafił bowiem... Latać! Chciał być kimś innym niż został stworzony; cieszyło go to, że przyjaciel wróbel nazwał go chociaż "pechowcem"- to przecież ktoś inny od nosorożca! Starał się usilnie zmienić rzeczywistość. Ponure myśli na tyle dokuczliwie układały się w jego głowie, że swym ciężarem zatruwały aktualne chwile. Nie potrafił docenić tego, co miał!
Spisana przez profesora Kołakowskiego baśń to gloryfikacja rzeczywistości zastanej, drogowskaz do radości mającej swe źródło w czerpaniu z tego, co się ma. Pokazuje, że warto zaakceptować i polubić siebie; prócz nas samych nikt jednak nam w tym nie pomoże- nie zrobili tego też i znajomi, a nawet przyjaciel nosorożca. Warto też myśleć twórczo, wychodzić poza rutynowe schematy. Mimo zamknięcia tej garści przemyśleń w prostej formie, jest ona na tyle uniwersalna, że tworzy opowieść zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Bywa, że tęsknota za czymś nierealnym zagłusza piękno, które może niezauważone czeka na nas blisko...
Nastrój opowieści przypomina z początku życie bohatera, płynąc powoli i smutno, by na końcu przepełnić się dynamiczną pozytywną energią. Jest ona wskazaniem alternatywy dla źródła uśmiechu nosorożca. Spisana została bardzo charakterystycznym, ciekawym językiem- obfitującym w niezwykle przejrzyste tasiemcowate zdania. Narrator łatwo nawiązuje nim kontakt z kilkulatkiem, dba o podtrzymanie go formą pytań do dzieci- Agnieszki, Tadzia, Justyny; nasz mały filozof kierował je do siebie, chętnie rozmawiał z tekstem, wychodząc poza niego. Otwiera on bowiem strumień rozmów na temat smutku, samotności, wstydu, przyjaźni, złości... Ciekawość lektury podtrzymuje również różnorodność kolorów i rozmiarów czcionki, udowadniając tym samym, iż nawet tak zwykłą narzuconą rzeczywistością można się bawić. Także i tekst na różne sposoby został wkomponowany w obecne na każdej ze stron ilustracje Doroty Łoskot- Cichockiej. Są sugestywne, zabawne, przejrzyste, niekrzyczące i proste. Jej sposób obrazowania można podglądnąć tutaj.
Wydawnictwo: Muchomor
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 40
Cena: około 25 zł
Kiedyś czytałam zwiastun tej książeczki w "Wysokich Obcasach", ale najpierw Młody był za mały, a potem o niej zapomniałam. Bardzo podobały mi się wówczas ilustracje (wtedy jeszcze prawie nie spotykane, teraz już częściej). Chyba jej poszukam dziś w bibliotece i skonfrontuję wyobrażenia :)
OdpowiedzUsuńZnalazłaś w bibliotece? Ciekawa jestem Twoich/ Waszych wrażeń, bo wiadomo- tyle odczytań literatury, ilu czytelników... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWiesz co, przeczytałam tę książeczkę sama bo Młody nie wykazał zainteresowania - najpierw zwyczajnie zasnął, a na drugi dzień nie chciał już wracać do tematu, żądając wieczornego czytania "Kronik Spiderwick" :))
OdpowiedzUsuńPowiem więc tylko jakie było moje wrażenie. Dla mnie ta książeczka ma niestety wyraźny podtekst polityczny "nie wychylaj się bo zostanie ci kompres na pupie".
Pewnie można przekazać dziecku, że morał jest taki jak napisałaś "doceniajmy to co mamy", ale ponieważ o postaci Kołakowskiego nasłuchałam się to i owo nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że chciał również przekazać coś rodzicom. Tylko, że to co miał do przekazania w kontekście lat w których pisał tę bajkę już niekoniecznie mi się podoba.
Za to ilustracje i forma wydania na szóstkę! Do tego mam zdecydowaną słabość :)
Staram się nie wiązać autora z jego dziełem, choć nie zawsze oczywiście to proste. Myślę, że każda książka zaczyna istnieć swoim życiem, gdy już od niego odejdzie. To my nadajemy jej własny sens. Zawsze jestem ciekawa kogoś innego spostrzeżeń- dzięki za nie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń